parallax background

Mała wyrypa w Górach Bystrzyckich

Inspiracja
31 stycznia, 2020
Śnieżnik – kraina Wielkiej Zimy
2 marca, 2020
Śnieżnik – kraina Wielkiej Zimy
2 marca, 2020
Inspiracja
31 stycznia, 2020

Niechcący odbyłyśmy w Górach Bystrzyckich małą wyrypę - 35 km, bo poszłyśmy totalnie w inną stronę. Wniosek jest taki: chcesz gadać z koleżankami, zabierz chłopaków, którzy będą pilnować trasy. Z drugiej strony - nie zaplanowałabym tych miejsc na rubieżach szlaków i to byłaby nasza strata...

Wędrówkę rozpoczęłyśmy ze Schroniska PTTK Jagodna, niebieskim szlakiem, przez Sasin (886 m n.p.m.), Sasankę (986 m n.p.m.), zatrzymując się dłużej na nowej wieży widokowej na szczycie Jagodnej (977 m n.p.m.). Bardzo dobra widoczność pozwalała podziwiać z jednej strony Masyw Śnieżnika, a z drugiej Góry Orlickie.

W Poniatowie zamiast skręcić w żółty szlak, beztrosko poszłyśmy dalej. Było warto: znalazłyśmy ruiny zamku Szczerba z XIV wieku - zamieszkiwał go ponoć straszliwy psychopata o imieniu Dziki Jan. Co ciekawe, tego dnia rozmawiałyśmy o zaburzonych socjopatach, których zdarzyło nam się spotkać w życiu. Ponoć potępiona dusza Dzikiego Jana i dusze jego rodziny do tej pory błąkają się po okolicznych lasach (nigdy nie byłam za odpowiedzialnością zbiorową).

Za Gniewoszowem skręciłyśmy w czarny szlak i zeszłyśmy nim do Niemojowa. Wychodziłyśmy z lasu na trawiaste zbocza, z których rozciągały się przepiękne widoki na niedaleki Masyw Śnieżnika. Niemojów jest bardzo stary - jego historia sięga XV wieku, wówczas rozpowszechnił się typ wiejskiej zabudowy, zwany łańcuchowym (domu po obu stronach drogi lub strumienia były zbudowane w taki sposób, że tworzyły łańcuch, zaś pola właścicieli roztaczały się za domami).

W tej nadgranicznej wsi napotkałyśmy zrujnowany kościół z XVI w. z jeszcze bardziej zrujnowanym cmentarzem. Stoją płyty nagrobne z wizerunkami sołtysów, niedaleko kościoła ruiny "dworu sołtysów", wcześniej pewnie pałacu myśliwskiego.

Z Niemojowa przeszłyśmy do czeskich Bartošovic, a stamtąd przez Vrchní Orlice do Neratova, gdzie wróciłyśmy na polską stronę. O 18.00, gdy zaległy ciemności gdzieś na pustkowiach za Poniatowem zostałyśmy uratowane - dać się uratować, to też sztuka ;) - zatrzymało się auto i zabrało nas do Mostowic. Stamtąd miałyśmy jeszcze 6,5 km do Jagodnej, ale auto zawróciło, bo kierowca stwierdził, że nie zostawi nas. Chyba nie muszę mówić, co czułyśmy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.