
Szczyt Tâmpa (1801 m n.p.m.) (fot. Ewa Chwałko))
Za najwyższym szczytem Ştefleşti, gdzie zlał mnie deszcz, zdecydowałam się zejść do doliny. Wypogodziło się wówczas i trasa była naprawdę przyjemna. Natrzaskałam kilometrów całą masę, okrążając jezioro Negovan, przypominające kształtem małego smoka. Tam było sporo domków letniskowych, lecz wszystkie pozamykane. To jeszcze nie sezon. Więc tak szłam i szłam, nie mając gdzie rozbić namiotu. Zeszłam nisko, co oznaczało, że następnego dnia będę się ostro wspinać.
I faktycznie, zafundowałam sobie 1200 m przewyższeń na bardzo krótkim odcinku 5 km. Na szczycie Prejby (1744 m n.p.m.) napotkany pasterz - wraz ze stadem owiec i zgrają psów - stwierdził, że drogi, którą mam na mapie, nie ma, a niebieski szlak wiedzie zupełnie w inną stronę. Wskazał mi drogę, a nawet podprowadził z 200 metrów. No dobrze, poszłam tamtędy. Na mojej nawigacji w tym miejscu nie było nic oprócz poziomic. Grunt, że schodziłam w dół, a droga ciągle była. Wkrótce zniknęła a zastąpił ją wąwóz. Pasterz na odchodne powiedział mi, że niedźwiedź zabrał mu wczoraj dwie owce. Okay - strach nie może wedrzeć się do mojego umysłu. Grunt, że schodziłam w dół, a wąwóz... No właśnie, za zakrętem przestał być wąwozem a zaczął być korytem rzecznym. Niewyschniętym oczywiście. Nie ma wyjścia, idę. Idę, idę, idę. Masakrycznie długo. Wyszłam wreszcie na coś, co przypominało drogę, lecz mocno błotnistą. Byłam już naprawdę nisko. Burza, która pohukiwała, gdy byłam na szczycie, postanowiła się zrealizować. Gdy tylko lunęło rzęsiście, wyszłam zza zakrętu wprost na drwali, którzy zbierali się do domu. Wrzucili mój plecak na pakę, i siebie, ustępując mi miejsca w szoferce. A przecież lało. Pięć km dalej w Lotrioarze wysadzili mnie przed domem, w którym spędziłam noc.
Gospodyni postanowiła uleczyć moje chore gardło koniakiem - nie no, spoko. Gospodarz bardzo uważnie oglądał moją mapę, strona po stronie, i wreszcie powiedział: jeśli zaufasz Bogu, uda Ci się wszystko. Potem jeszcze dodał, że w górach ludzie pracują bardzo ciężko, bez wygód. Nic ich nie rozprasza. To powoduje, że mają bardzo twarde charaktery i dobre serca. Nie są zepsuci.
Tak sobie pomyślałam, że miała być to opowieść o górach, a wygląda na to, że będzie o ludziach, których spotykam we właściwym momencie.
Lokalizacja:
Tâmpa (1801 m n.p.m.),
Tâmpa(191 m n.p.m.),
Piatra Alba (2178 m n.p.m.),
Ştefleşti (2421 m n.p.m.),
Gemănarea (2242 m n.p.m.),
Prejba (17 m n.p.m.)
Munţii Lotrului
Karpaty Południowe – Carpaţi Meridionali
Rumunia
Date:
czerwca 2021 r.

Wszystko we mgle i w wilgoci (fot. Ewa Chwałko))

Wygląda, że płasko, ale tak naprawdę góry (fot. Ewa Chwałko))

Na szczytach trawiasto, z rzadka porośnięte drzewami (fot. Ewa Chwałko))

Lotrului (fot. Ewa Chwałko)

Be or not to be - chyba to była owca (fot. Ewa Chwałko)

Samotny Chrystus pośród bezkresu (fot. Ewa Chwałko))

Stare, zardzewiałe, nie wiadomo, co wskazują (fot. Ewa Chwałko))

Szczyt Stefleşti (2242 m n.p.m.) (fot. Ewa Chwałko))

Zejście do doliny (fot. Ewa Chwałko)

Lotrului (fot. Ewa Chwałko))

Widok na Stefleşti z doliny (fot. Ewa Chwałko))

Opuszczone wille (fot. Ewa Chwałko)

Ta była wyjątkowo ładna (fot. Ewa Chwałko))

Droga przez wieś (fot. Ewa Chwałko)

W totalnej ulewie (fot. Ewa Chwałko)
Super! Gratuluję przygody.
Dziękuję ślicznie! Przepraszam, że dopiero zatwierdziłam komentarz i odpowiadam, ale właśnie wróciłam z całego przejścia Karpat.