Wspaniale jest doświadczyć chwili, w której można usiąść i powiedzieć: jestem człowiekiem szczęśliwym. Ja tę chwilę miałam, zasiadając na najwyższej polskiej górze dwa razy w ciągu kilku godzin i patrząc na jeden z najpiękniejszych cudów natury - zachód i wschód słońca.
A było tak: wyjechaliśmy skoro świt w sobotę, biorąc azymut na Strbskie Pleso w Słowacji na wysokości 1328 m.n.p.m., gdzie zostawiliśmy auta. Czerwonym szlakiem powędrowaliśmy do Popradskiego Pleso, na wysokość 1500 m n.p.m., zaś stamtąd niebieskim i czerwonym do Chaty pod Rysami (2250 m n.p.m.).
Część zespołu powędrowała na Rysy od razu - i to była jedna z najlepszych decyzji w życiu, bo takiego zachodu słońca, to ja sobie nie przypominam, jak żyję. Zeszliśmy z powrotem do Chaty, podziwiając nocne, nisko zawieszone niebo, ugwieżdżone na maksa (gdzieś czytałam, że człowiek gołym okiem jest w stanie dojrzeć tylko 3000 gwiazd, a nie miliardy, które nam się wydają).
Właściciele Chaty uprzejmie pozwolili nam zostać w sali jadalnej na noc, mimo iż nie mieliśmy rezerwacji, za jedyne 24 euro od osoby. O 4 rano na paluszkach opuściliśmy te gościnne progi i jeszcze raz uderzyliśmy na szczyt Rysów. Tym razem pragnęliśmy obejrzeć wschód słońca - Tatry Wysokie uraczyły nas przepięknym widowiskiem.
Zamieściłam masę zdjęć, bo trudno mi było zrezygnować z czegokolwiek.
Oczywiście, że zapowiadano deszcze, oczywiście, że miejscami otaczała nas nieprzenikniona mgła, ale jak to powiedział Tomek - "więcej wiary". Opłaciło się ją mieć.
Lokalizacja:
Rysy (2503 m n.p.m.),
Tatry, Karpaty, Polska, Słowacja
Date:
20 sierpnia 2018 r.