parallax background

Zatoka Pucka na rowerach z sakwami z nastolatką

Jesioniki i Pradziad w upalny sierpniowy dzień
10 sierpnia, 2020
Kilka uwag osobistych
20 sierpnia, 2020
Kilka uwag osobistych
20 sierpnia, 2020
Jesioniki i Pradziad w upalny sierpniowy dzień
10 sierpnia, 2020

Nie spodziewałam się, że drugi raz w tym miesiącu, a w ogóle drugi raz w tym roku trafi mi się Zatoka Pucka na rowerach z sakwami. Tymczasem moja nastolatka (jedna z dwóch) postanowiła zaryzykować i spędzić weekend z mamusią. Toteż mamusia, ćwicząc się w sztuce kompromisów, spakowała sakwy i zaplanowała wycieczkę. To był wspaniały czas matki i córki. Jazdy na rowerach miało być tyle samo, co moczenia w morzu. Zwłaszcza że pogoda sprzyjała - żar lał się z nieba, sinice nie wystąpiły, zaś Bałtyk okazał się przyjazny i ciepły.

Oczywiście plan planem, a życie życiem. Okazało się, że nie mogę kupić biletów na IC - system wyświetlał brak miejsc. Dla sportu zaczęłam wyszukiwać jakiekolwiek połączenia gdziekolwiek i okazało się, że nigdzie nic, co przecież jest niemożliwe. System PKP niewątpliwie szwankuje. Wreszcie klikając po raz enty, połączenie się jakby odblokowało, choć nie najwygodniejsze. Dwie osoby, w tym młodzież, dwa rowery, tam i z powrotem - 420 zł. Ups. Przeliczyłam szybko benzynę i okazało się, że autem taniej - 340 zł.

Do Gdyni dojechałyśmy za późno, aby zdążyć na prom o godz. 16.30 na Hel. No niestety, to był wybór, pomiędzy promem a zakupami w Kaliszu w sklepie outletowym Big Stara, gdzie wpadłyśmy po jeansy, koszulki i bluzy. Zdecydowałam, że skoro nie ma promu, to pojedziemy rowerami odwrotnie i skończymy na Helu. Pozwiedzałyśmy Gdynię, zjadłyśmy pizzę (szlag trafił moją dietę bezglutenową na ten moment) i ruszyłyśmy w trasę. Założyłam, że pierwszego dnia będziemy jechać tyle, ile Dominika da radę. Wylądowałyśmy w Rewie, pokonując tego dnia prawie 30 km. (Z Gdyni do Rewy nie jest daleko - to ok. 16 km, jeśli jechać najkrótszą bezpośrednią trasą, jednak my jechałyśmy inaczej, bo miałam nadzieję, że dojedziemy do Osłonina). Pole namiotowe było nie tylko pełne, ale i już zamknięte. Pana ściągnęłam z imprezy i wzięłam na litość. Dwie osoby + mały namiot + dwa rowery = 60 zł. Estetycznie, czysto, ciepła woda, prąd, wyposażona kuchnia.

Rano w sobotę pobiegłyśmy na plażę. W Osłoninie zorientowałam się, że tamtejsze pole namiotowe jest "na dziko" - pewnie tu kiedyś wyląduję. Następną plażę zaliczyłyśmy w Pucku, a później jechałyśmy przez Władysławowo, lekko meandrycznie do Jastarni, pokonując 55 km. Tu odbiłam się od dwóch pól namiotowych, by wreszcie miejsce znaleźć na trzecim (też 60 zł). Zdążyłyśmy jeszcze na kolację i piękny zachód słońca.

Śniadanie zjadłyśmy na najpiękniejszej naszym zdaniem plaży - w Jastarni od strony otwartego morza. Tam też spędziłyśmy trzy godziny na pływaniu i opalaniu się. Potem niespiesznie pojechałyśmy na Hel - plaża, muszelki, "początek Polski", latarnia, gofry z bitą śmietaną... - w sumie ok. 22 km. Chwilę grozy przeżyłyśmy, gdy okazało się, że na całym Helu wysiadły wszystkie terminale, a jedyny czynny bankomat wydawał kasę najwyżej dwóm klientom, a później zawieszał się na kilka minut. Człowiek jednak musi być szczęśliwym posiadaczem gotówki. Do Gdyni wróciłyśmy promem (120 zł za całość) i do auta wpakowałyśmy się ok. 17.00. Nie jest fajnie prowadzić auto przez kolejnych 7 godzin, gdyby nie problemy z połączeniami kolejowymi, nie zdecydowałabym się.

W sumie wykręciłyśmy ok. 105 km przez trzy dni - dla mojej panny to było dużo. Dzisiaj leży i odpoczywa, no ale w końcu ma jeszcze wakacje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.